wszystkich w tragicznym Alpèasaku, że również zagłada miasta może rozpocząć taką reakcję.

wszystkich w tragicznym Alpèasaku, Ĺźe rĂłwnieĹź zagłada miasta moĹźe rozpocząć taką reakcję. Gdy to zrozumiałam, zaczęłam bać się o siebie, Ĺźe pomimo mej wielkiej wiedzy, osobiście teĹź doznam śmiercionośnego wstrząsu. Pomogło mi trwanie przy Ĺźyciu samca. Skoro on Ĺźyje, to mogę a także ja. Dlatego to ściskałam go mocno, walcząc o przetrwanie. Potem przyszłaś, zabrałaś mi go. Odzyskałam wĂłwczas świadomość a także wzrok. Ujrzałam cię triumfalnie Ĺźywą, tak samiczą, iĹź dodało mi to siły. Wiedziałam juĹź, Ĺźe uniknęłam śmierci. Dziękuję ci za Ĺźycie, mocna Vaintè. jest obecnie twoje, moĹźesz nim dysponować; jestem twą fargi, zrobię, co rozkaĹźesz. W tej momencie następna długa fala zakolebała uruketo, rzucając w bok pulchną postać Akotolp. Vaintè chwyciła ją za ręce, chroniąc przed upadkiem. Przytrzymała uczoną, wyraĹźając szczere podziękowanie rĂłwnej wobec rĂłwnej. - dziś ja dziękuję tobie, duża Akotolp. Mam wiele do zrobienia a także długą drogę do pokonania. Potrzebna mi pomoc. Przyjmuję cię jako pierwszą towarzyszkę w tym, co muszę osiągnąć. - Sprawia mi to radość, Vaintè, czekam na twe polecenia. Zachwiały się razem, gdy uruketo wspięło się na wielką falę. Jakiś cień przesłonił na mgnienie oka słońce. Spojrzały w gĂłrę a także Akotolp okazała radość-z-widoku. Rzeczywiście było czym sycić oczy. Mijały ujście wielkiej rzeki, obramowanej po obu brzegach żółtawozieloną dĹźunglą. W miejscu zetknięcia się rzeki z oceanem powstawały wysokie fale, kłębiły się a także pieniły. Łowiły tam ryby niezliczone ilości estekel*. Wpadały na fale ze zwiniętymi wielkimi, pokrytymi sierścią skrzydłami, długie dzioby zanurzały głęboko, pozostawiając nad wodą jedynie kościste występy na tyłach głów. Inne powoli krążyły wyĹźej, po morzu przemykały szybko ich cienie. Ochrypłe krzyki tych stworzeń stawały się coraz głośniejsze, gdy uruketo wpłynęło między nie. - Widzisz, jak rzucają się w powietrze - zawołała z radością Akotolp. - Badałam takie zwierzęta. Gdybyś się im przyjrzała, dostrzegłabyś, Ĺźe rozpiętość ich skrzydeł okazuje się zbyt duża, a długość nĂłg zbyt mała, by mogły wzlecić poza ujściem. Tworzą się tu wysokie fale napierające na wiatr, a nie uciekający przed nim estekel*, po zjedzeniu swej zdobyczy startuje z grzbietu fali ustawiony pod wiatr - tak unosi się w powietrze. Wspaniałe! Vaintè nie podzielała zadowolenia uczonej dla tych śmierdzących rybami, pokrytych sierścią, latających stworzeń. Nurkowały za prawie, ich wrzaski raziły uszy. Zostawiła Akotolp, zeszła na dół a także pomimo kołysania zapadła znĂłw w głęboki sen. Spędziła tak resztę drogi; tkwiła w nieruchomym letargu, gdy Erafnaiś przysłała załogantkę z wiadomością, Ĺźe osiągnęły swĂłj wyspiarski cel a także wkrĂłtce przybądą do Ikhalmenetsu. Vaintè wspięła się na płetwę, by ujrzeć, iĹź ocean za nimi okazuje się pusty. Większość dnia płynęły z daleka od brzegĂłw Entoban*, aby dotrzeć do tego archipelagu, zagubionego w ogromie morza. Mijały obecnie wielką wyspę z tkwiącymi w jej środku wysokimi gĂłrami. Ich szczyty pokrywał śnieg, zasłaniały chmury, siekły strugi deszczu, smutne przypomnienie zimy, będącej wrogiem wszystkich Yialnè. te skaliste wyspy leĹźały zbyt daleko na północ, jak na gust Vaintè, myśl ta zmroziła ją, zapragnęła wyjechać stąd, najprędzej jak tylko moĹźna. Ale czy może? ZbliĹźały się obecnie do otoczonego morzem Ikhalmenetsu, miasta zamkniętego od tyłu zieloną dĹźunglą, otoczonego z bokĂłw plaĹźami o żółtym piasku, za ktĂłrymi wznosiła się wysoka, zwieńczona śnieĹźnym szczytem gĂłra. To ich cel. Patrzyła na pokrte śniegiem wierzchołki, wpatrywała się w nie bez ruchu, ze sztywnym ciałem, pozwalając rozwijać się a także krzepnąć nowemu pomysłowi. MoĹźe przybycie do Ikhalmenetsu nie okazuje się jednak takie złe. 1kilku