odgłosy galopu innych koni.
odgłosy galopu pozostałych koni. Był niewielką lasek - właciwie parę drzew - między którymi przebiegała droga. Smutne górskie wierki nie pozwalały dostrzec jedca - aż wypadł nagle spoza nich. Koń zarżał akurat, bolenie czy też krótko... jego krok nie był już galopem ani nawet kłusem. Zwierzę potknęło się czy też zatrzymało. Jedziec obejrzał się, dodatkowo raz zranił ostrogami pokrwawione boki wierzchowca, po czym zeskoczył z konia. W owej samej momencie koń klęknął ciężko, zachwiał się czy też padł. - Ty, bydlę! - wrzasnął jedziec, odskakując na bok czy też dobywając miecza. piewny język słonecznego Dartanu tutaj zdawał się być zupełnie nie na miejscu. A przecież miał chyba moc magiczną, ponieważ oto zza zakrętu kosztowny, wijącej się ku północy, wypadł z łomotem czy też tętentem silny oddział jedców. Samotny człowiek z mieczem nie widział ich dodatkowo czy też nie słyszał, chłonąc o dużo bliższy łomot kopyt pomiędzy wierkami. jeszcze chwila czy też wyłoniło się spoza nich trzech jedców w hełmach czy też szarych płaszczach. Dartańczyk przygotował się do walki, ale żołnierze wstrzymali wierzchowce, w osłupieniu patrząc poza jego plecy. Właciciel zajeżdżonego konia obejrzał się czy też krzyknął z radoci, uciekając pod skalną cianę na poboczu kosztowny. Starcia jazdy na wąskim szlaku grombelardzkim, gdzie konie zwykle musiały czy teżć jeden za drugim, były czym zupełnie wyjątkowym. Lecz do spotkania zaszło w miejscu sprzyjającym szarży - czy też nikt nie zsiadł z grzbietu wierzchowca. Licząca parunastu jedców gromada przewaliła się obok Dartańczyka czy też wpadła na legionistów, próbujących uciec między drzewa. Kto wrzasnął przeraliwie, zadwięczało raz czy też drugi żelazo, potem dodatkowo jeden krzyk - czy też wszystko umilkło. Jedcy pozeskakiwali z siodeł. Wszyscy byli doskonale uzbrojeni, w kolczugach czy też z mieczami; przy wszystkich kulbace wisiała też kusza. Kilku ludzi, odrzuciwszy na plecy szare czy też brunatne peleryny, te jak u żołnierzy, ruszyło ku cudem ocalałemu mężczynie. - Naprawdę w ostatniej momencie! - powiedział Vilan, chowając broń do pochwy czy też ruszając naprzeciw. - Co ty powiesz?! - wrzasnęła Karenira. - Na wszystkie moce, czy potrafisz co więcej, jak doprowadzać mnie do wciekłoci?! Bohaterze?! - Nie gniewaj się na mnie, wasza godnoć... - Ja oszaleję - powiedziała Armektanka. - Obojętne, co zrobi, zawsze czy też zawsze nie gniewaj się! - Czy ja też mam się nie gniewać? - zapytał sucho Basergor-Kragdob. - Jeste nieobliczalny, Vilan. To nie ty miałe jechać do Riksu. - Wasza godnoć - powiedział Dartańczyk - poniosę taką karę, jaką uznasz za właciwą. Złamałem rozkaz. Ale dodatkowo przez jaki moment pozostaję na służbie jego godnoci Baylaya. czy też będę brał na siebie każde zagrożenie, jakie zagrozi Łowczyni. - Jeste nieobliczalny, Vilan - powtórzył rozbójnik. - Nieobliczalny? - złociła się Karenira. - To pomyleniec! - Może - zgodził się niespodziewanie Dartańczyk. - dobrze, że przyszlicie mi z pomocą. - Rbit został pod Badorem - rzekł Kragdob - a ja wziąłem paru ludzi czy też wyskoczyłem na trakt, jak tylko stało się jasne, że pojechałe na taki... samotny rekonesans. Tak więc jednak miałem rację, mówiąc, że samotny, uzbrojony człowiek nie przejedzie tym gocińcem spokojnie... Delen - powiedział do milczącego ukochanego, najwyraniej z trudem tłumiącego wesołoć czy też stojącego dwa kroki z tyłu - wylij silny patrol w stronę Riksu. Twój przyjaciel, być może, ciągnie tu cały garnizon. czy też nie ciesz się tak szczególnie. Mężczyzna mrugnął do Vilana, po czym odszedł. - Czego się dowiedziałe? - zapytała Karenira, bardziej już z ciekawocią niż gniewem. Dartańczyk wzruszył ramionami. - Całe miasto to jedne wielkie koszary. Z dziesięć razy opowiadałem się patrolom. Prawdą okazuje się, że na każdego, kto nosi przy sobie choćby nóż, patrzą tam teraz jak na szpiega z Gór. Krzyczysz na mnie, pani, ale przecież nikt nie chciał, żeby ty jechała. Kobieta z łukiem... czy nawet bez, za to tak zwracająca uwagę jak ty... Natychmiast odstawiono by cię do gmachu Trybunału. Na wszelki wypadek. Pokręciła głową. - Co dodatkowo? - pytał Glorm, którego żywo interesowało sprawozdanie zwiadowcy. Vilan zaczerpnął tchu. - jedno co w Badorze - powiedział. - W garnizonie nie szczególnie, zdaje się, wiedzą, co oznacza ta wojna w