brody krwiÄ , uderzyĹa go po raz drugi w to samo miejsce. SpotkaĹo siÄ to z podziwem tĹumu i
brody krwiÄ , uderzyĹa go po raz drugi w samoczynnie miejsce. SpotkaĹo siÄ to z podziwem tĹumu czy też Harla przyglÄ dajÄ cego siÄ poprzez szparkÄ w rozciÄciu namiotu. Ĺowcy nie bijÄ niewiast, chyba Ĺźe swoje, tak wiÄc Nivoth nie wiedziaĹ, co dalej robiÄ. Nie miaĹ teĹź wiele momentu do namysĹu. Armun dorĂłwnywaĹa mu wzrostem, a w gniewie przewyĹźszaĹa siĹÄ . UciekĹ pod gradem ciosĂłw. TĹum rozszedĹ siÄ wolno, ĹźaĹujÄ c, Ĺźe skoĹczyĹo siÄ to widowisko. StanÄĹo na tym, Ĺźe Harl pozostaĹ w jej namiocie czy też nikt po niego nie przychodziĹ, nie rozmawiano teĹź o nim w obecnoĹci Armun. matka chĹopca zmarĹa poprzedniej gĹodowej zimy, a tata nie okazywaĹ troski o syna. Armun byĹa rada z jego towarzystwa czy też tak juĹź zostaĹo. Wiosna przyszĹa późno, obecnie zawsze siÄ opóźniaĹa, a gdy wreszcie strzaskane lody rzeki odpĹynÄĹy wielkimi krami, Armun zaczÄĹa wypatrywaÄ na wschodzie Kerricka. Z kaĹźdym dniem coraz trudniej przychodziĹo jej opanowywaÄ zniecierpliwienie. Gdy rozkwitĹy kwiaty, zostawiĹa Arnwheta bawiÄ cego siÄ na krawędzi z Harlem czy też poszĹa szukaÄ Herilaka. SiedziaĹ na sĹoĹcu przed namiotem, naciÄ gajÄ c na Ĺuk ĹwieĹźÄ ciÄciwÄ z jelit. SzykowaĹ siÄ do ĹowĂłw, ktĂłrych z niecierpliwoĹciÄ wszyscy oczekiwali. Gdy zaczÄĹa mĂłwiÄ, kiwnÄ Ĺ tylko gĹowÄ , nie odrywajÄ c oczu od swej pracy. - NadeszĹo lato, a Kerricka nie ma. JedynÄ jego odpowiedziÄ byĹo chrzÄ kniÄcie. SpojrzaĹa z gĂłry na schylonÄ gĹowÄ czy też sprĂłbowaĹa powstrzymaÄ gniew. - NadeszĹa pora, by wyruszyÄ. PoniewaĹź nie wrĂłciĹ do mnie, pĂłjdÄ do niego. PoproszÄ znajÄ cych drogÄ ĹowcĂłw, by mi towarzyszyli. SpotkaĹo siÄ to ponownie z ciszÄ czy też miaĹa znĂłw siÄ odezwaÄ, gdy Herilak uniĂłsĹ twarz. - Nie - powiedziaĹ. - Nie dostaniesz Ĺźadnych ĹowcĂłw, nigdzie nie pĂłjdziesz. JesteĹ w moim sammadzie czy też zakazujÄ ci. dziś mnie zostaw. - ZostawiÄ ciÄ! - krzyknÄĹa. - ZostawiÄ ciebie, taki sammad czy też pĂłjdÄ tam, gdzie moje miejsce. Powiesz im... - Powtarzam ci dodatkowo raz, byĹ odeszĹa - powiedziaĹ wstajÄ c czy też pochylajÄ c siÄ nad niÄ . Nie byĹ Nivothem. Nie mogĹa uderzyÄ Herilaka, nie usĹuchaĹby jej. Nie miaĹa juĹź nic do 25 dodania. OdwrĂłciĹa siÄ na piÄcie czy też poszĹa nad rzekÄ, usiadĹa, patrzÄ c, jak chĹopcy bawiÄ siÄ w ĹwieĹźej trawie. Nie mogĹa spodziewaÄ siÄ pomocy po Herilaku, prÄdzej czegoĹ odwrotnego. Do kogo ma siÄ wiÄc zwrĂłciÄ? PrzyszedĹ jej na myĹl tylko jeden czĹowiek. PoszĹa do jego namiotu, zastaĹa go tam samego czy też odwoĹaĹa od ogniska. - JesteĹ Ortnar, tylko tyĹ zostaĹ z pierwszego sammadu Herilaka, byĹeĹ z nim, zanim wybiĹy go murgu. KiwnÄ Ĺ potwierdzajÄ co gĹowÄ , zastanawiajÄ c siÄ, po co tu przyszĹa. - To Kerrick uwolniĹ tego sammadara schwytanego poprzez murgu. To Kerrick zaprowadziĹ was na poĹudnie, gdy zabrakĹo posiłków, poprowadziĹ atak na murgu. - Wiem o tym, Armun. Po co mi to mĂłwisz? - Wiesz wiÄc takĹźe, iĹź Kerrick zostaĹ na poĹudniu, a ja chcÄ byÄ z nim. weź mnie do niego. JesteĹ jego przyjacielem. - Jestem jego przyjacielem. - Ortnar rozejrzaĹ siÄ, potem ciÄĹźko westchnÄ Ĺ. - Mimo to nie mogÄ ci pomĂłc. Herilak powiedziaĹ nam o twoim zamiarze czy też stwierdziĹ, Ĺźe nie pĂłjdziesz. Armun spojrzaĹa naĹ z niedowierzaniem. - Czy jesteĹ maĹym chĹopcem sikajÄ cym w skĂłry na gĹos Herilaka? Czy teĹź ĹowcÄ , Tanu, czyniÄ cym to co chce? Ortnar pominÄ Ĺ zniewagÄ, zareagowaĹ na niÄ machniÄciem dĹoni.